W ostatnich latach często spotykamy się z pytaniem: „Jak za to zapłacimy?”, które pojawia się przede wszystkim wtedy, gdy rząd decyduje się na wydatki mające na celu wsparcie osób o niskich i średnich dochodach. To zagadnienie nabiera szczególnego znaczenia w kontekście niedawnych planów rządu Australii, który ogłosił inwestycję w wysokości 8,5 miliarda dolarów na zwiększenie dostępu do świadczeń medycznych w ramach systemu Medicare. Choć suma ta może wydawać się znacząca, stanowi jedynie niewielki ułamek przyszłego budżetu wynoszącego 826 miliardów dolarów na przestrzeni czterech lat. Jednak pytania o źródła finansowania tych wydatków szybko zaczęły dominować debatę publiczną.
Analizując tę sytuację, warto zastanowić się nad głębszymi implikacjami społecznymi rozdysponowania środków budżetowych w ten sposób. Profesor ekonomii Richard Holden z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii podkreśla, że jeśli rząd nie będzie inwestował w kluczowe usługi publiczne, takie jak opieka zdrowotna, to w dłuższej perspektywie może to prowadzić do pogorszenia jakości życia całego społeczeństwa. „Korzyści z takich inwestycji przekraczają krótkoterminowe koszty i mają dalekosiężne implikacje dla naszej społecznej tkanki” – dodaje.
Jednak pytanie dotyczące finansowania inwestycji społecznych nie pojawia się równie często, gdy chodzi o decyzje korzystne dla najbogatszych. W wielu krajach zachodnich, w tym w Australii, cięcia podatkowe dla najzamożniejszych sektorów zdają się być rzadziej kontestowane, mimo że mogą mieć one podobny wpływ na budżet państwa. Badania prowadzone przez ekonomistów, jak np. Joseph Stiglitz, wielokrotnie wskazywały, że polityka faworyzująca najbogatszych przyczynia się do zwiększania nierówności dochodowych i destabilizuje społeczny ład.
Analizując australski przypadek, widać paradoks w przeważającym dyskursie politycznym, który częściej podważa wydatki wspierające ogół społeczności niż te preferujące elity finansowe. George Megalogenis, doświadczony dziennikarz i autor książek o ekonomii australijskiej, twierdzi, że taka narracja wynika z głęboko zakorzenionych przekonań społecznych o samowystarczalności i indywidualizmie. „Jest to część naszej kultury, by uważać, że każdy powinien dbać o siebie, a pomoc socjalna dla słabszych często jest ukazywana jako zbytek” – wskazuje Megalogenis.
Z perspektywy etycznej i ekonomicznej, pytanie „jak zapłacimy?” powinno być uzupełnione o refleksję nad tym, kto tak naprawdę na tym korzysta. Eksperci zwracają uwagę, że bardziej zrównoważone podejście do polityki fiskalnej mogłoby przynieść korzyści nie tylko dla budżetu, ale przede wszystkim dla społeczeństwa jako całości. To moment na przemyślenie i być może przeformułowanie naszej debaty publicznej, aby zadawane pytania nie dotyczyły wyłącznie kosztów finansowych, ale przede wszystkim wpływu tych decyzji na nasze wspólne dobro społeczne.